Jaki model biznesu zwycięży w 2050 roku?
Na pewno skończy się kapitalizm, jaki znamy, który przyniósł pracę dla rzesz społeczeństwa i stworzył klasę średnią. Automatyzacja, robotyzacja i digitalizacja przeorają rynek pracy. Roboty napędzane sztuczną inteligencją zastąpią ludzi. Możliwe, że obronią się zawody kreatywne. Ale np. najpopularniejszy zawód w USA – kierowca – zniknie, bo maszyny za kierownicą będą niezawodne, efektywniejsze i tańsze niż ludzie. Kierowcy nie staną się też nagle koderami. Zresztą za 20 lat nie będzie potrzeba tysięcy koderów, bo sztuczna inteligencja stworzy kody lepsze niż człowiek. Tak
więc praca jako najwyższa wartość zniknie, bo jej po prostu nie będzie tyle, ile jeszcze jest teraz.
Jak powinniśmy zarządzić tą sytuacją?
Wskażę dwa wyjścia. Albo pójdziemy w kierunku społeczeństwa współpracy, opartego na dochodzie podstawowym, z odpłatnością za prace, które do tej pory nie były wynagradzane, np. opiekę nad dziećmi, seniorami, zajmowanie się ochroną środowiska. Pieniądze na te rozwiązania wezmą się z opodatkowania robotów i tych, którzy będą uzyskiwać duże dochody dzięki efektowi skali. Albo będziemy żyć w systemie korporacjonizmu, przemocowym, gdzie wąska kasta właścicieli firm
stworzy imperia silniejsze od państw. Obstawią się robotami wojennymi, które będą bronić ich przychodów.
Na drodze do jakiego rozwiązania jesteśmy?
Trudno określić. Są korporacje, które już zawładnęły naszą tożsamością, inne starają się najefektywniej automatyzować pracę. Po drugiej stronie jest wspólnota, czyli model Wikipedii.
A może te dwa typy będą obok siebie funkcjonować w ramach jednego systemu?
Wierzę, że w przyszłości będzie powstawało więcej biznesów kooperatywnych. Wzrost wartości przedsiębiorstwa nie będzie służył temu, żeby zwrot z zainwestowanego kapitału (ROE) szedł do właściciela, tylko zwiększaniu wspólnego dobra. Dzięki darowiznom, obniżaniu ceny dla tych, którzy nie mają pracy. Paradygmatem nie będzie zysk.
Czy uda się takiemu modelowi konkurować z agresywniejszym modelem nastawionym na profit?
Uwarunkowania dla obu typów biznesów będą zależały od polityków. Można się spodziewać, że ten twardy biznes zacznie wzmacniać lobbing. Ale obywatele też mają bardzo dużą rolę do odegrania. Wraz z postępem robotyzacji społeczeństwo nie może popaść w marazm, jaki sztampowo jest przypisywany człowiekowi na bezrobociu. Każdy z nas będzie miał prawo wyborcze i decydował – kto i co zwycięży.
Co można rekomendować firmom? Czekać na polityczne rozwiązania i na wszelki wypadek dostrajać się do rynku, do robotyzacji, digitalizacji biznesu?
Tu widzę dwie drogi. Trzeba być nastawionym na ciągłe zmniejszanie kosztów, aby przetrwać na rynku, gdzie cena staje się najważniejsza. To prowadzi do ograniczania zatrudnienia. Ale uwaga, to kierunek donikąd, bo zawsze znajdzie się na rynku firma, która osiągnie lepszy efekt skali w naszym biznesie albo wynajdzie tańsze rozwiązanie.
Druga droga to sukcesywne budowanie grupy klientów, którzy zaczną wspierać firmę opartą na marce społecznej. Będzie ona sprzedawała co prawda drożej, ale zwróci się do rynku z komunikatem: „Zapłać nam odrobinę więcej, ale my dzięki temu będziemy robić dla ogółu określone rzeczy”. Trzeba będzie wynaleźć taką niszę albo zbudować pozycję marki na styku człowiek – człowiek. Bo ludzie przyszłości wybiorą albo niską cenę, albo wartość społeczną. Nigdy zaś finansowania czyichś wakacji czy kolejnej willi strzeżonej przez uzbrojone roboty.
Jacek Wiśniewski – prezes Raiffeisen TFI, działa w Koalicji Prezesi-wolontariusze. Zajmuje się też problematyką dochodu podstawowego. Wraz z zespołem stworzył Dom Maklerski Raiffeisen Brokers, któremu szefował. Doradzał premierowi Donaldowi Tuskowi.