Jaka powinna być przestrzeń publiczna?
Przyjazna, taka, w której chce się przebywać. Zielona, otwarta, bez nadmiernego hałasu. Mieszkańcy miast i mniejszych miejscowości już są świadomi tego, jak ta przestrzeń wygląda, i chcą mieć na nią wpływ. Świadomość tego, że coś jest wspólne, zmienia ludzi i ich podejście. Rośnie partycypacja obywatelska, np. do budżetu partycypacyjnego w Warszawie rocznie zgłaszanych jest kilkaset projektów, kilkaset tysięcy ludzi bierze udział w głosowaniu.
Jakie jeszcze wartości wnosi do społeczeństwa uporządkowana przestrzeń publiczna?
Kiedy wymieniliśmy w Warszawie stare wiaty przystankowe na nowe – non stop demolowane, oklejane, popisane sprayem – coś się zmieniło. Obecnie przypadki dewastacji są sporadyczne. Uporządkowana przestrzeń publiczna uczy więc odpowiedzialności, a także smaku, wyrafinowania, co przekłada się na inne pola, poczynając od najbliższego otoczenia. Tu mamy już do czynienia nie tylko ze świadomym i zaangażowanym obywatelem miasta, lecz także chociażby pracownikiem jakiejkolwiek firmy, uczniem.
W jaki sposób firmy mogą angażować się w zmiany przestrzeni publicznej na lepsze?
Na wiele różnych sposobów, ale zacznijmy od dialogu z urzędnikami, którzy znają długoletnie perspektywy rozwoju dzielnic, miast. Choćby wspomniane wiaty przystankowe zbudowaliśmy w modelu partnerstwa publiczno-prywatnego. Biznes pomógł w ten sposób nie tylko zaprowadzić ład na przystankach, lecz także uporządkować reklamy.
Czy to nie jest punkt zapalny w kontaktach z biznesem – ile reklam powinno być w mieście?
Dlaczego? Jestem w pełni świadomy, że reklama być musi, ale można ją przenieść na nośniki uporządkowane, reglamentowane. To podnosi też jej walory i wskaźnik dotarcia. W miastach, które są zaśmiecone reklamami, ceny nośników są niższe w porównaniu do stolic naszego regionu – Pragi czy Budapesztu. Dziś należy dążyć do tego, aby podaż reklam równoważyć. W tej chwili w wielu miastach w Polsce powstają kodeksy umieszczania reklam i biznes powinien uczestniczyć w pracach nad tymi dokumentami.
System Veturilo, bardzo popularny w stolicy, to także przykład partnerstwa publiczno-prywatnego.
Rower miejski w Warszawie to obecnie jeden z najlepiej zaprojektowanych systemów w Europie Środkowej. Ten model się sprawdził – w 2016 roku z warszawskiej wypożyczalni rowerów skorzystano 1,9 mln razy. Rowery zużywają się, ale nie są dewastowane. To idealny przykład tego, jak biznes może współdziałać z urzędami publicznymi. W systemie miejskim mamy kilkadziesiąt stacji i kilkaset rowerów finansowanych przez podmioty prywatne. W budowaniu partnerstw z samorządem jest przyszłość. Transfer środków oraz wiedzy między ratuszem a biznesem to korzyści dla wszystkich. Przykładem są też pierwsze system carsharingowe w Europie Środkowej, które powstaną również w Warszawie, we Wrocławiu i w Krakowie. W stolicy system będzie obejmował 300-500 samochodów,
wypożyczanych na minuty, w czym znajdą się ceny paliwa, ubezpieczenia i parkowanie.
Model „wybuduję – użytkuję – oddaję” sprawdza się? To przyszłość dla kontaktów z biznesem?
Tak, w niektórych sytuacjach to na pewno dobry pomysł. W Warszawie szukamy obecnie podmiotu, który wyremontuje w trybie PPP przejście podziemne w rejonie Dworca Centralnego, a następnie będzie nimi zarządzał przez 30 lat. W takim modelu zyskują obie strony. W podobnym modelu miasto rozważa realizację parkingów podziemnych. Po ich wybudowaniu firma prywatna będzie czerpać zyski z eksploatacji parkingów, a po np. 30 latach, jak w przypadku krajowych autostrad, parkingi staną się własnością publiczną.
Łukasz Puchalski – dyrektor Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie oraz pełnomocnik Prezydenta m.st. Warszawy ds. komunikacji rowerowej, współtwórca stołecznego systemu roweru publicznego Veturilo. Rowerzysta i miłośnik kultur miejskich w różnych wydaniach.